Wpisy

Gdy rodzi się dziecko, życie zmienia swój bieg. Mama opiekuje się maluszkiem, nowym członkiem rodziny. Spędza z nim najczęściej pierwszy rok życia. W tym czasie buduje z nim więź, poznaje go, a on poznaje mamę. Tata w trakcie dwóch tygodni urlopu tacierzyńskiego pomaga mamie, opiekuje się maleństwem, po czym wraca do pracy. Rodzina zmienia swoje priorytety, tworzą się nowe role i obowiązki, a maluszek niezmiennie potrzebuje troski, bliskości i miłości obojga rodziców.

Do niedawna w ogóle nie myślałem o tym, jak to będzie, kiedy Pola złapie swoją pierwszą infekcję. Zdecydowanie nie było na to czasu. Dosyć niefortunnie pierwsza podwyższona temperatura przyszła w czasie, kiedy zaplanowany był chrzest. Wtedy szczęśliwie udało się wszystko przełożyć, a sama choroba nie trwała długo (Patrycja pisała o tym tutaj). Myśląc o tej sytuacji, zauważyłem, że zadziałałem wtedy mocno zadaniowo, aby cały plan, tak starannie ułożony przez Patrycję, mógł zostać zrealizowany trochę później. U Patrycji widać było zdecydowanie więcej emocjonalności i troski skierowanej bezpośrednio na Polę.

Pewnie, jak większość z nas, poza tym, że jestem mamą, jestem też siostrą. Kiedy urodziła się Pola, temat rodziny i posiadania dzieci stał się bardziej omawiany między mną a Adą niż kiedykolwiek. Mnie i moją siostrę dzieli 11 lat, byłam więc ciekawa, co na temat macierzyństwa sądzi młoda dziewczyna już z innego pokolenia. Oto, co napisała:

W Stanach Zjednoczonych zjawisko wymiany żon na młodsze kobiety stało się tak popularne, że owe nowe, młodsze zyskały miano „kobiet-trofeów”. Żeby jednak nie było tak gorzko, w wyniku przeprowadzonych badań, okazało się, że dotyczy to tylko mężczyzn, których po prostu na to stać. Na zdobycie młodszych kobiet mogą połasić się przede wszystkim zamożni panowie. Dla takich mężczyzn ważny jest prestiż i sukces, a młoda kobieta jest właśnie wyznacznikiem sukcesu.

A czym kierują się kobiety w wyborze partnera? Jak zawsze dobrem dziecka 🙂 Ewolucyjnie rzecz tłumacząc, dla kobiet, do stworzenia długiego związku, lepszym wyborem jest bogaty mężczyzna, albo biedny, ale równocześnie inteligentny i ambitny młody mężczyzna, ponieważ daje on większą gwarancję na to, że potrzeby jego potomstwa będą adekwatne zaspokajane. Jeśli natomiast paniom zależy na związku krótkotrwałym, zdecydowanie większe szanse mają panowie, którzy od razu mogą obdarować kobietę prezentami. Najgorszą pozycję zajmują tutaj „skąpcy”. Są oni najmniej pożądani przez kobiety.

Można spotkać się z opiniami, że wcale nie jest tak, że pieniądze i prestiż są tak ważne. Liczy się przecież charakter i serce…. Owszem, ale nie zawsze, nie tylko i nie jest to takie proste. Istnieje także druga strona, ta, do której nie chcemy się przyznać, ta która pokazuje, że sukces i dobra nabyte są dla nas ważne, choć oczywiście dla każdego w innym stopniu.

Prawdopodobnie wyniki podobnych badań przeprowadzonych w Polsce pokazałyby to zjawisko trochę inaczej, lecz wydaje mi się, że ogólne wnioski mogłyby być podobne.

Gdybym miała się bardziej zastanowić, to mój obecny mąż, a kiedyś student psychologii, rzeczywiście był ambitnym, inteligentnym młodym mężczyzną i dobrze zapowiadającą się  partią na męża 😉

Na podstawie:

B. Wojciszke, „Kobieta zmienną jest”, GWP, Gdańsk 2009

Czy miłość można zdefiniować? Co się na nią składa. Przeczytaj.

Dlaczego warto być optymistą. Zobacz.

Polcia_Lipiec_14__0091Jeśli tak, to myślę, że jesteś w większości tych biednych, niczego nieświadomych kobiet, a przyszłych mam 😉 Jeśli nie, to albo posiadasz już jedno lub dwoje dzieci, albo posiada je Twoja siostra lub brat, albo sąsiadka i wiesz o czym mowa.

Nasze pierwsze wspólne miesiące wyobrażałam sobie tak: w szpitalu spędzamy zwyczajowe 3 dni, wychodzimy z niego radosne, pełne energii i motywacji do poznawania siebie i wspólnego życia. Gdy przyjeżdżamy do domu, dopiero wtedy zaczyna się nasza bajka. Moja mała, śliczna Polcia jest kochanym bobasem, który przez pierwsze dni większość czasu spędza na błogim śnie, albo jedząc i tuląc się do mojej piersi. Ja, świeżutka mama, spokojnie, bez pośpiechu, z uśmiechem na twarzy przywracam się do stanu sprzed błogosławieństwa i przyjmuję kolejnych gości, którzy pragną powitać małą istotkę. Jest lato, więc wraz z moim ślicznym bobasem wybieram się na spacer nad morze, do lasu i wokoło bloku. Pole tulę i tulę, przebieram pieluszki, ubieram w piękne, malutkie ubranka i zachwycam się jakiego to mam aniołeczka.

Miałaś podobnie? A tak, jak ja byłaś pełna zdziwienia, kiedy Twoje oczekiwania krok po kroku były weryfikowane przez rzeczywistość? Oj, jakże się myliłam!

Prawda, moja córeczka była i nadal jest ślicznym i kochanym bobasem, zawsze Ją tuliłam, całowałam i zachwycałam się… prawda…. I to tyle…

Wspominając dzisiaj pierwsze dni i tygodnie mojego macierzyństwa na pewno nie mogę powiedzieć, że było łatwo i pięknie jak w bajce. Rozpoczęcie wspólnego życia było jednym z trudniejszych zadań w moim życiu. Od samego początku: żółtaczka w szpitalu i tygodniowy pobyt, mój nastrój sięgający depresji i zmęczenie. Sen Polci? Owszem spała, i to prześlicznie… jak już zasnęła… Jak sprawić, aby dziecko usnęło? To był pytanie nr 1. Aby znaleźć na nie odpowiedź, wyczerpana, wieczorami czytałam i czytałam… i wyczytałam J Karmienie piersią? Oczywiście, bo jakże inaczej… Niestety musiałam najpierw udowodnić sobie i wszystkim dookoła, że jestem matką kochającą, gotową na poświęcenia: zapalenie piersi, antybiotyk, usg, odciąganie zastałego pokarmu ogromną strzykawką przez pana chirurga, który nie był chyba zbytnio zorientowany w tym temacie. W pierwszych dniach po porodzie raczej nie miałam ani siły, ani ochoty na wizyty, byłam zmęczona, blada i niepewna swoich zdolności macierzyńskich. A spacery? A i owszem, spacerowaliśmy, ale tu też bywało różnie. A nie daj Boże zatrzymać się i poczytać książkę na ławce. Nie ma tak dobrze. Zaraz przypominałam sobie, że nie jestem sama na spacerze. I tak to właśnie wglądało…

Czy to wszystko było warte szczęścia i zdrowia mojego dziecka? Było!

Czy jestem zła, smutna, myśląc o tym? Nie, chce mi się śmiać.

Czy przy kolejnym dziecku będzie inaczej? Nie wiem 😉

Przez 9 miesięcy dziecko rozwija się w brzuchu mamy. Jest tam ciemno, ciasno, głośno, a malec znajduje się w ciągłym ruchu. Takie właśnie okoliczności są znane i przyjazne maleństwu. Gdy dziecko opuszcza łono mamy, wchodzi w zupełnie inny, nieznany mu świat. Każde dziecko inaczej reaguje na tę zmianę. Jedne z dzieci dosyć szybko adaptują się nowego świata, a inne potrzebują większego wsparcia w tym procesie. Jedyną drogą komunikacji noworodka z otoczeniem jest płacz. Bywa tak, że płacz nie ustaje, a rodzice nie wiedzą skąd się bierze i mają trudność, aby temu zaradzić. Pojawia się bezradność, smutek, poczucie winy, zmęczenie. Często w takich sytuacjach stwierdza się kolkę. Czy jest to kolka, czy może wołanie o poczucie bezpieczeństwa, o przywrócenie znanego, przyjaznego środowiska wokół? Właśnie na takim założeniu opiera się metoda 5 „S” sformułowana przez dr H. Karpa. Zakłada On, że zapewnienie dziecku podobnych warunków do tych, które panowały w brzuchu mamy, działa kojąco i włącza odruch uspokajania się dziecka. Odruch, który posiada każde z dzieci.

Dr Karp wyróżnia 10 najskuteczniejszych sposobów na naśladowanie warunków panujących w brzuchu mamy:

  1. Przytulanie
  2. Tańczenie
  3. Kołysanie
  4. Spowijanie
  5. Głośny jednostajny szum lub śpiew
  6. Jazda samochodem
  7. Spacer
  8. Karmienie
  9. Smoczek
  10. Chustonoszenie

Metoda 5 „S” zakłada wykonywanie po sobie kolejno 5 kroków:

  1. Spowijanie (otulanie)

Jest to pierwszy element. Aby odtworzyć ciasne warunki pobytu dziecka w brzuchu mamy należy otulić maleństwo. Można użyć do tego zwyczajnego kocyka lub specjalnych otulaczy. Ten etap jest bardzo ważny, ponieważ uniemożliwia dziecku machanie rękoma i nogami. Noworodki nie kontrolują jeszcze tych ruchów, a ich gwałtowane wykonywanie wprawia je w jeszcze większy płacz. Gdy podczas otulania dziecko gwałtowanie wymachuje rączkami, nie należy się zrażać, ponieważ, gdy już rączki zostaną na tyle unieruchomione, że uniemożliwi to ich gwałtowane wymachiwanie, dziecko uspokoi się.

  1. Stabilna pozycja na boku lub brzuszku

Gdy maluszek jest już otulony, kolejnym krokiem jest ułożenie go na swoich rękach lub kolanach na jego brzuszku lub na boku. Nie należy kłaść dziecka na plecach, ponieważ może uruchomić się odruch Moro, który jest odpowiedzią na ewolucyjnie wykształcone uczucie spadania, które towarzyszy niemowlętom.

  1. Wyciszanie

W tym kroku przypominamy dziecku dźwięki, które słyszało przez ostanie 9 miesięcy. Często, mylnie wydaje się rodzicom, że dzieci uspokaja łagodny szum strumyka lub śpiew ptaków. Jest wręcz przeciwnie, to ostry, głośny dźwięk działa kojąco. Nie bez przyczyny zdarza się, że rodzice włączają suszarkę, albo odkurzacz, aby uspokoić malucha. Dzisiaj można kupić specjalne zabawki i pozytywki, które wydają dźwięk podobny do bicia serca matki. Skutecznym jest także biały szum, który można po prostu puszczać dziecku z telefonu.

  1. Skokokołysanie

W związku z tym, że dziecko w brzuchu mamy znajduje się w tym samym ruchu, co jego mama, zasadnym jest zapewnienie mu także podobnych doznań poza brzuchem mamy. Kolejnym krokiem są więc monotonne, szarpiące ruchy rodzica z dzieckiem. Na początku powinny być intensywne, by później, wraz z uspokajaniem się maleństwa, słabły. Tak działają leżaczki-bujaczki, przejażdżki samochodem czy spacery po niezbyt równej powierzchni.

  1. Ssanie

Gdy maluch już się uspokoił, należy podać mu smoczek, który na długi czas pozwoli mu pozostać w tym stanie. Ssanie smoczka, butelki lub piersi oddziałuje na układ nerwowy dziecka  i wyzwala u niego odruch uspokajania się.

Ważne jest tutaj, aby wykonywać te czynności kolejno po sobie, aby wykonywać je energicznie i z werwą. Być może wydaje się Wam, że niemowlę potrzebuje spokoju, ciszy i delikatnego tonu głosu. Jest jednak wręcz przeciwnie.

Trening czyni mistrza. Ćwicz, otulaj, kołysz, uspokajaj swoje maleństwo. Pamiętaj też, że dziecko ze względu na swój niedojrzały układ nerwowy potrzebuje więcej czasu na przyzwyczajanie się do czegokolwiek, a w tym do powyższej metody.

Myślę, że każdy z rodziców ma swój sposób na wyciszenie swojego maleństwa. Jeśli jednak nadal go poszukujecie, warto wypróbować powyższy. Autor twierdzi, że należy wykonywać wszystkie kolejne kroki w wyznaczonej kolejności. W naszym przypadku sprawdziły się: wyciszanie, kołysanie i ssanie. Te elementy wykorzystywaliśmy w momentach, kiedy nasza córka nie mogła zasnąć albo, kiedy zaczynała płakać. Poszczególne elementy tej metody okazały się skuteczne. Moim zdaniem jest ona godna uwagi. Zachęcam do eksperymentowania.

Szczegółowemu opisowi powyższej metody poświęcona jest książka: H. Karp „Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy”, Mamania, Warszawa 2013

A tutaj możecie poznać sylwetkę dr H. Karpa zobaczyć, jak w praktyce wygląda stosowanie metody 5 „S”:

https://www.youtube.com/watch?v=ZkEtLqNwywY

 

Tutaj przeczytacie  o podstawach powyższej metody, o tym, czego noworodek potrzebuje i jak adaptuje się do świata poza brzuchem mamy.

Zobaczcie też: „Miłość małego dziecka nie żywi się wyłącznie mlekiem matki”. O przywiązaniu cz.1

A wy jakie macie sposoby na uspokajanie Waszych maluchów?

 Na podstawie”

  1. H. Karp „Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy”, Mamania, Warszawa 2013

Daj dziecku swobodę. Dziecko wie najlepiej, kiedy coś chce i potrafi wykonać. Bądź przy nim, wspieraj, towarzysz, pokazuj nowe możliwości, lecz sztucznie nie przyspieszaj.

„Czy jesteś w siódmym niebie?“, zapytała mnie moja koleżanka, która wraz z resztą swojej rodziny odwiedziła nas pewnego niedzielnego popołudnia. Pytanie: „czy jesteś w siódmym niebie?“ poprzedzone było krótką dyskusją na temat prawa do mówienia przez kobiety o trudach macierzyństwa. Pytanie: „czy jesteś w siódmym niebie?“ spowodowało we mnie w zdziwienie i wprawiło w osłupienie. Pytanie: „czy jesteś w siódmym niebie?“ wydało mi się pytaniem wymagającym odpowiedzi przeczącej, bo przecież nigdy nie jest tak dobrze, żeby być w siódmym niebie. Pytanie: „czy jesteś w siódmym niebie?“ było dla mnie sprawdzianem szczerości, bo przecież jak można być w siódmym niebie, odzywając się przez większość czasu jedynie do małej istoty, która i tak cię nie w pełni rozumie, jak można być w siódmym niebie, zmieniając pieluchy i wdychając zapach, a wręcz smród kupy, jak można być w siódmym niebie, nie mając czasu na swobodne skorzystanie z toalety i na odpoczynek… Można! Choć w tamtym momencie nie byłam tego taka pewna. Dzisiaj jestem. Można być w siódmym niebie, będąc zmęczoną, nosząc niezbyt seksowny biustonosz do karmienia, bawiąc się codziennie w tym samym bałaganie. Czasami nie jest łatwo. Czasami jest ciężko, ba…. bardzo ciężko, ale miłość do dziecka, dotyk jego małej główki, tulenie się go do ciebie, pierwsze „mamama”, pokonywanie kolejnych kroków rozwoju, jego śmiech, śliczny sen…. To wszystko odczarowuje zły nastrój, zmęczenie, czasami bezsilność i zaczarowuje w siódme niebo, w którym są dwie najważniejsze i najbliższe sobie osoby na świecie: mama i dziecko. Dla takich chwil warto żyć i być mamą!

  _DSC9654 _DSC0135 _DSC0143 Polcia_Lipiec_14__0285 2015-04-26 12.19.13 _DSF9694

Jeśli chcesz wychować swoje dziecko w duchu miłości i bliskości, przeczytaj o rodzicielstwie bliskości.

Zastanawiałaś się kiedyś czym jest miłość? Zobacz, może będzie Ci to znajome.

Jeśli przygotowujesz się do porodu, zajrzyj tutaj.

 

Będąc mamą malutkiej Polci (mniej więcej do ukończenia przez Nią 3 miesiąca życia), borykałam się ze zmęczeniem, niepokojem i mnóstwem pytań. Jedną z rzeczy, która była dla mnie trudna, było zasypianie mojej córki. Noce były zawsze piękne, ale dni… Bywało różnie. Przeczytałam chyba setki artykułów, fragmentów książek i for internetowych, aby pomóc Poli w zasypianiu, no i nam rodzicom. W końcu natrafiłam na książkę pt. „Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy” dr H. Karpa. Co prawda nie dotyczy ona bezpośrednio sposobu usypiania niemowląt, lecz uspokajania i wyciszania dzieci, zwracając szczególną uwagę na płacz towarzyszący kolkom. Jednak podstawy teoretyczne i część technik okazały się mi bardzo pomocne.

W ramach urozmaicenia czasu nie tylko Polci, ale także sobie samej, przyjechałyśmy na kilka dni do mojego rodzinnego miasta. Babcia była chyba najszczęśliwszą babcią na świecie 🙂 Polcia też była bardzo zadowolona, głupotek z ciocią nie było końca ;), a ja mogłam ożywić starą, dobrą przyjaźń. Pewnie jak w większej części naszego kraju, kwiecień plecień poprzeplatał trochę różnych zjawisk pogodowych, ale w związku z tym, że dzień bez spaceru jest dniem straconym, spacerowałyśmy wielu w miejscach, w których bywałam w dzieciństwie. Pewnego dnia wybraliśmy się wraz z tatą Polci, a moim mężem ;), do parku nieopodal domu mojej mamy. Polcia, jak to Polcia, mimo zmęczenia, rytmicznego maszerowania i bycia w nosidle nie zasnęła… I bardzo dobrze, bo mieliśmy kolejną okazję zobaczyć, jak rośnie i wspaniale rozwija się nam nasza córka. Byliśmy wniebowzięci, patrząc jak Polcia zadziwia się, cieszy i piszczy na widok innych dzieci 🙂 Nigdy jeszcze nie huśtała się sama na huśtawce, ani nie zjeżdżała na zjeżdżali, ani nie kręciła się na karuzeli. To był i Jej, i nasz, pierwszy raz. Bo z Polcią tak jest, że na co dzień nie zauważam jak szybko zmienia się ze słodkiego bobasa w małą dziewczynkę. Chwile takie towarzyszyły mi także wtedy, kiedy np. uśmiechnęła się pierwszy raz, kiedy pierwszy raz usiadła albo, kiedy zaczęła raczkować. Momenty na placu zabaw były także momentami, kiedy zobaczyłam jak szybko mija czas… i jak ważne jest docenianie każdego z nich!

2015-04-12 17.42.33 2015-04-12 17.43.12-2 2015-04-12 17.43.13-2-Edit2015-04-12 17.44.38-1-Edit2015-04-12 17.50.10-1-EditIMG_0968

2015-04-12 17.48.18-3-Edit