Zjedz Kochanie, bo mamusia będzie smutna

Zdrowe odżywianie jest teraz tematem powszednim. Co jeść, jak jeść, w jakich proporcjach, o jakich porach… Obłęd. A przecież to my sami jesteśmy najlepszymi doradcami dla siebie i wiemy, co i kiedy zjeść. A może raczej wiedzielibyśmy, gdyby nie nawyki, które wykształciliśmy, albo, które wykształcili w nas nasi rodzice, a które powodują, że jesteśmy zazwyczaj na niekończącej się diecie. Ale co się dziwić, kiedy jedna z pierwszych informacji, które otrzymujesz od personelu medycznego na temat Twojego nowonarodzonego dziecka, to: „powinno jeść co trzy godziny…. w nocy także”. Co to powoduje? Lęk. Mijają cztery godziny, a mama zastawia się, czy budzić dziecko do jedzenia, czy nie, czy jest głodne, czy nie, czy dzieje mu się krzywda, czy nie. A przecież chodzi o zaspokojenie potrzeby, o której nikt więcej nie wie, tylko sam zainteresowany, nawet małe dziecko. Tylko my sami wiemy, kiedy jesteśmy głodni, na co mamy ochotę i w jakich ilościach.

I właśnie w takim kontekście warto zastanowić się nad tym, czego chcemy dla naszych dzieci. Tego, żeby zjadały według tabelek? Tego, żeby zjadały tyle, ile my uważamy za słuszne? Czy tego, żeby były świadome własnych potrzeb i zdrowo je zaspokajały?

Czas jedzenia, to czas jedzenia

Zdarza się tak, że rodzice, chcąc, aby dziecko zjadło tyle, ile zaplanowali, włączają telewizję, śpiewają piosenki, recytują wierszyki. Odwracają w ten sposób uwagę dziecka od samego jedzenia, mając nadzieję na to, że zje całą porcję. Nie jest to dobry sposób. Po pierwsze dziecko jest zaabsorbowane czynnością, która raczej nie jest naturalną podczas spożywania posiłku, zamiast być blisko z pozostałymi członkami rodziny, np. rozmawiając. Po drugie takie odwracanie uwagi powoduje pewnego rodzaju znieczulenie na to, co się robi. Dziecko mechanicznie je, albo mechanicznie jest w nie „wrzucane” jedzenie. Dziecko nie jest świadome jaki smak ma to, co je, ile je, a najada się wtedy, kiedy skończy się bajka.

Jedzenie powinno być zaspokajaniem własnej potrzeby, a nie nagrodą, karą, albo sposobem na uradowanie babci

Warto pamiętać o tym, że nagrodą nie powinny być „niezdrowe” przekąski, batoniki, chipsy itp. Nagradzając dziecko taką przekąską, podnosimy jej wartość i staje ona jeszcze bardziej atrakcyjna dla dziecka. Dziecko dla takiej przekąski będzie w stanie zjeść nawet to i tyle, ile „powinno”, a nie tyle, ile chce, aby dostać nagrodę, co oczywiście nie jest dla niego dobre.

Natomiast jeśli jest tak, że dziecko zje z apetytem, a my je za to nagrodzimy, to wartość tegoż posiłku spadnie. Jeśli za coś trzeba nagradzać, to znaczy, że nie jest takie dobre i wartościowe samo w sobie.

To, co ma także negatywny wpływ na przyszłe nawyki żywieniowe, to uzalenżnianie czyjegoś samopoczucie od tego, czy dziecko zje, czy nie. Czasami próba zachęcenia do jedzenia, sprowadza się do wyrażania własnego smutku z powodu tego, że dziecko nie je, tyle, ile „powinno”, albo radości z tego, że zjadło tyle, ile „powinno”. Albo wzbudzanie poczucia winy: „ biedne dzieci w Afryce nie mają co jeść, a Ty nie zjadasz do końca”. Owszem, prawdą jest, że ludność afrykańska potrzebuje pomocy, lecz można zaoferować ją w inny sposób, np. odkładając pieniądze przeznaczone na czekoladę.

Należy pamiętać, że dziecko nie je ani „ładnie”, a ni „brzydko”, je tak, jak ono potrzebuje, a nie, jak potrzebują tego inni. Nie jest prostym „odpuszczenie” dzieciom jedzenia tyle, ile „powinno”, bo przecież tak też zostaliśmy nauczeni i nadal jesteśmy bombardowani podobnymi informacjami i radami. Pewnym jednak jest to, że chcemy, aby nasze dzieci były zdrowe i szczęśliwe, a takie będą, gdy będą wiedziały czego chcą i kim są. Możemy im w tym pomóc już od samego początku ich  życia.

Na podstawie:

  1. i K. Minge „Rodzicielstwo bliskości”

[fb_button]

Być może zainteresują Ciebie również poniższe wpisy:
0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *