Czy rodzic może mieć „święty spokój”?
„Trzeba się aktualizować” – usłyszałam w rozmowie z jedną z psycholożek. Na chwilę zatrzymałam się przy tych słowach.
Kiedy moja córka miała kilka dni, czy kilka tygodni, moją głową zaprzątały myśli o jej trudnościach z zasypianiem, o tym, czy się najadła, o tym, czy długo będzie jeszcze ulewała. Z każdą taką sprawą wiązał się niepokój i poszukiwanie rozwiązań. I tak zaznałam cudotwórczego działania chusty, uspokoiłam się w kwestii żywienia, bo przecież waga była w porządku, no i ulewanie nie było już takim problemem, bo zostałam uświadomiona, że może mieć miejsce nawet do kilku dobrych miesięcy.
I poczułam ulgę. I poczułam spokój. I mogłam jeszcze bardziej cieszyć się z bycia z moją kilkumiesięczną córeczką, która stawała się coraz bardziej sprawna, coraz bardziej radosna i towarzyska 🙂 Spacery nabierały innego charakteru i nasza wspólna komunikacja. Do czasu… do czasu wybudzania się w nocy, do czasu wyrzynania się ząbków, do czasu kolejnej szczepionki. I nie każde takie zdarzanie miało dramatyczny przebieg, ale wiązało się ze zmianą zachowania i nastroju mojej córki, wobec której nie mogłam pozostać obojętna. I znowu rozmyślania, rozmowy, czytanie, próbowanie….
I tak jest do dzisiaj. Moje dziecko ma już dwa lata, a ja martwię się chyba dwa razy więcej. I tak już chyba jest z nami – rodzicami. Niby wiemy, że to normalne, niby słyszymy o buncie dwulatka, niby mamy świadomość tego, że pierwsze dni w przedszkolu mają prawo być trudne.
I co ?
Przeżywamy, niepokoimy się, wyczekujemy na lepsze chwile. A kiedy one nadchodzą, pojawia się choroba albo jakieś inna niespodzianka, która burzy nasz „święty spokój”.
I co z tym zrobić?
Nabrać więcej dystansu, nie wyolbrzymiać trudności, częściej i bardziej dostrzegać dobre chwile, których przecież jest więcej od tych trudnych? Jestem za! Tylko, gdyby to było takie proste 😉
[fb_button]
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!