Niepokój przed i ulga po, czyli o porodzie

Wiele razy zastawiałam się jak wygląda poród, także biorąc pod uwagę jego okoliczności przed i po. Teraz już wiem. Opisałam tu narodziny Poli. Tak to wyglądało w moim przypadku. Myślę, że mimo tego, iż różnimy się od siebie, pewne standardy się powtarzają. W końcu każdy poród ma taki sam cel.

Gdybym dzisiaj, z perspektywy czasu, miała zrobić rachunek sumienia i samej sobie odpowiedzieć na kilka pytań, tak wyglądałyby moje (mamy rodzącej po raz pierwszy) odpowiedzi:

  1. Warto uczęszczać na zajęcia do szkoły rodzenia
  2. Kobiecie, która rodzi po raz pierwszy może być trudno rozpoznać ostateczne sygnały świadczące o zbliżającym się rozwiązaniu
  3. Gdy istnieje wątpliwość co do tego, warto jechać do szpitala. Najwyżej odeślą Cię do domu i przyjedziesz jeszcze raz
  4. W okolicach terminu porodu partner lub inna osoba bliska powinna być dostępna przyszłej mamie
  5. Warto mieć pozytywne nastawienie
  6. Warto pozytywnie wizualizować sobie poród, aby się z nim oswoić
  7. Warto być nastawionym zadaniowo
  8. Warto rozmawiać o swoich niepokojach z osobą bliską
  9. Niepokój, strach są naturalne
  10. Po porodzie odczuwa się wielką ulgę
  11. Widok dziecka łagodzi wszelki ból, budzi się pragnienie bliskości, opieki i miłości
  12. Obecność bliskiej osoby jest ważna przy porodzie. Ważna jest postawa osoby towarzyszącej. Powinna być motywująca i wspierająca
  13. Wspólny poród zbliża Ciebie i partnera, buduje nową rodzinę
  14. Warto, aby partner przeciął pępowinę
  15. Warto, aby partner był zaopatrzony w aparat i uwiecznił pierwsze chwile Waszego maleństwa. Z drugiej strony, raczej kiepskim pomysłem jest fotografowanie rodzącej mamy
  16. W trakcie porodu łatwo jest zapomnieć o wyćwiczonych wcześniej technikach oddechowych i innych zaleceniach mających pomóc
  17. Kobieta dla dziecka jest w stanie znieść wiele bólu
  18. Kwestia dostępności znieczuleń nadal pozostawia wiele do życzenia. Warto, aby to osoba towarzysząca zatroszczyła się o to
  19. Personel medyczny, jak wszędzie, bywa różny. W moim przypadku jedynie postawa pani dr piszącej smsy w trakcie porodu była karygodna. Panie położne i pielęgniarki były pomocne i uprzejme
  20. Poród jest wydarzeniem trudnym i bardzo intymnym dla kobiety. Warunki szpitalne sprawiają, że poród staje się bardzo mechaniczny, a kobieta staje się jedną z wielu innych rodzących. Jeśli w ogóle można o tym mówić, to raczej małe jest poszanowanie intymności czy indywidualności kobiety
  21. Poród jest bolesny. Nigdy nie odczuwałam takiego bólu
  22. Poród jest wydarzeniem chyba najbardziej niesamowitym i niewiarygodnym w życiu kobiety
  23. Trzymanie dziecka w ramionach i przystawianie go do piersi jest wyjątkowym przeżyciem. Towarzyszy temu radość, spokój, miłość i czułość
  24. Kontakt skóra do skóry powinien trwać dłużej
  25. Po porodzie naturalnym mogą nachodzić Cię wątpliwości co do przyszłego porodu siłami natury
  26. Do porodu trudno jest się w pełni przygotować

Powyższe refleksje opieram o moje doświadczenie porodu:

Poczucie (głównie emocjonalne) zbliżającego się porodu towarzyszyło mi od około połowy drugiego trymestru, czyli od czasu, kiedy mój brzuch stawał się coraz okrąglejszy, a ja czułam pierwsze ruchy Polci. Wraz ze zbliżającym się terminem porodu (01.07.2014) mój niepokój narastał, myśli krążyły wokół tego, jak będzie przebiegał, poród, jakie będzie dziecko, czy wszystko przygotowałam, a przede wszystkim wokół próśb o to, aby maleństwo było zdrowe. Fizycznie, pod koniec trzeciego trymestru, też już czułam kres. Moje nogi i dłonie były opuchnięte, chodziłam jak kaczka, nie byłam w stanie sama ogolić sobie nawet nóg. A niby przytyłam nie dużo, 11,5 kg…

Zbliżał się termin porodu. Jeszcze dwa dni przed porodem moja dr ginekolog stwierdziła, że Polcia może ważyć nawet ok. 4,300 kg, że ma już mało miejsca, a jeśli nie będzie chciała sama spotkać się ze mną w wyznaczonym terminie, to powinnam zgłosić się do szpitala. Tak też zrobiłam. Do szpitala przy Klinicznej w Gdańsku pojechałam razem z moim mężem. Szczerze mówiąc chciałam już mieć za sobą poród. Była godzina 23. W szpitalu cicho, ciemno, a wystrój rodem z PRL (inaczej już wyglądał sam oddział porodowy i położniczy). Pani w rejestracji zawołała lekarza. Pani dr była trochę zaspana. Mimo tego, że uczęszczałam do szkoły rodzenia i dużo czytałam, nie potrafiłam prawidłowo rozpoznać skurczy porodowych. W domu odczuwałam skurcze, ale na miejscu okazało się, że są one przepowiadające, a nie porodowe, a rozwarcie jest zbyt małe, co oznaczało, że Polcia wcale nie pcha się na ten świat. Jednak ze względu na to, że w ciąży miewałam nadciśnienie, pani dr zaproponowała mi pozostanie na oddziale. Nie wiedziałam co mam robić. Po co zostać skoro poród raczej nie odbędzie się ani dzisiaj, ani jutro? Ale też po co wracać do domu skoro mam tu na miejscu opiekę i jestem przygotowana (przynajmniej tak mi się wydawało)? Moje wątpliwości rozwiał dokument, który musiałam podpisać, a stwierdzał on, że zostałam poinformowana o niebezpieczeństwie dla dziecka związanego z moim wysokim ciśnieniem i o mojej całkowitej odpowiedzialności za ewentualne tego skutki. Nie zastanawiałam się już dłużej. Zostałam przyjęta.

Od razu poszłam do Sali porodowej. Pani z personelu, nie wiem, czy była to położna, pielęgniarka, czy lekarka, bo nikt się nie przedstawiał, przeprowadziła ze mną wywiad, zostało mi podłączone KTG i tak też leżałam do rana. Noc nie należała do przespanych. Stres, niepokój, wyczekiwanie, a to wszystko spotęgowane przez krzyki innych pań rodzących i stanowczy ton personelu odbierającego porody. Słuchając tych krzyków, dziwiłam się: „jak można tak się zachowywać? Ja na pewno tak nie będę”.

Rano, gdy była zmiana lekarzy, przyszedł do mnie pan ginekolog, stwierdził, że „będziemy rodzić” i zalecił oksytocynę. Dostałam w sumie 3 kroplówki, z czego pierwsza zebrała mi się prawie cała pod skórą, ponieważ pani położna źle wbiła igłę. Dzień był kiepski. Mimo oksytocyny nie udało mi się wtedy urodzić. Prawie nie spałam, prawie nie jadłam, no bo, jak to będzie, gdy przy porodzie zrobię kupę najprościej rzecz ujmując. Dzień spędziłam skacząc na piłce i leżąc pod KTG. Lekarz stwierdził, że przebicie błon płodowych przyspieszy poród. Tak też zrobił. Bolesne niemiłosiernie. Co chwilę do sali zaglądał ktoś z personelu i sprawdzał rozwarcie. Niestety to jeszcze nie ten czas. Gdy nadchodziła noc, położna w dobrej wierze, mam nadzieję, powiedziała mojemu mężowi, że może jechać do domu, bo i tak w najbliższym czasie nie będę rodziła. Zgodziłam się z tym zdaniem. Zostałam sama. Nocka była ciężka. Zaczęły się skurcze. Były bardzo bolesne. Tak bolesne, że krzyczałam w poduszkę. Zmęczona, obolała i przestraszona prosiłam nawet o cesarskie cięcie, nie mogąc znieść bólu. Nie było wskazań medycznych. Później prosiłam o znieczulenie. Gdy miałam już podpisywać formularz i zgodę, przyszła pni dr i stwierdziła, że poród już się zaczął i na znieczulenie jest za późno. Nagle położna zadała mi pytanie: „czy przy porodzie będzie ktoś z rodziny? „Tak, mąż”, odpowiedziałam i zadzwoniłam po Niego. Przyjechał w ostatniej chwili. Przy porodzi były chyba 4 osoby personału. Samo wyjście Polci na świat było trudne, bolesne, mimo tego, że byłam bardzo zmotywowana. Byłam tak zmęczona, że nie miałam po prostu siły, a lekarz instruował mnie podniesionym głosem, jak przeć, kiedy i w jakiej pozycji. Dobrze, że tak robił! Potrzebowałam takiej motywacji! Oczywiście mimo oburzenia zachowaniem i krzykami innych pań rodzących, robiłam tak samo. Pola przyszła na świat 02.07.2014 r. o godz. 7.45. Gdy Ją zobaczyłam, poczułam ogromna ulgę i miłość… miłość do tego małego człowieka!!! Mój niepokój wzbudził jedynie kolor skóry Poli, ponieważ była zasiniona, jednak nie skutkowało to niczym złym. Poli przyznano 9 pkt. APGAR. Tata przeciął pępowinę, a Pola została mi od razu położona na piersi. Trwało to niestety zbyt krótko. Pierwszymi słowami, które do Niej wypowiedziałam były: „dzień dobry Kochanie”. Dziecko zostało zabrane na ważnie i mierzenie, a mi pozostało łyżeczkowanie, bo łożysko samoistnie nie zostało wydalone. Po samym urodzeniu Poli myślałam, że już nic bardziej bolesnego mnie nie spotka. Myliłam się. Łyżeczkowanie było okropnie bolesne i nieprzyjemne. Tu też musiałam dostać oksytocynę. Położne były bardzo miłe, natomiast pani dr w trakcie porodu pisała smsy. Bezpośrednio po porodzie przeczytałam na głos informację na opasce Poli o jej dacie i godzinie urodzenia. Poród trwał 14,5 godziny. Po porodzie zostałam przewieziona do sali poporodowej, gdzie już czekał na mnie Łukasz z Polą. Pani położna pomogła mi jeszcze przystawić Ją do piersi i Pola zasnęła. Dopiero wtedy poczułam zupełną ulgę i przeszła mnie myśli, że już teraz będzie tylko lepiej, że jesteśmy już we trójkę i będzie wszystko dobrze. W tej sali leżałam ok. 2 godzin, po czym razem z Polcią zostałyśmy przewiezione na oddział położniczy do sali położnic 4B. Mamy mnóstwo zdjęć pierwszych chwil Poli na świecie. Często do nich wracamy.

Ciekawa jestem czy macie podobne przemyślenia. Czy przeżyłyście poród podobnie do mnie? Czy tak go wyobrażałyście?

[fb_button]

8 komentarzy:
  1. www.MartynaG.pl
    www.MartynaG.pl says:

    Pokazujesz tak piękne zdjęcia… ten uśmiech na Twojej twarzy – bezcenny.
    A poród… bardzo fajne wskazówki dla tych babeczek, które jeszcze nie rodziły albo mają kolejny poród przed sobą – o pewnych rzeczach się zapomina i dobrze jest zerknąć w takie właśnie „podpowiedzi”.

    Poród to prawdziwy cud… minęło 11 miesięcy a ja nadal nim żyję – coś pięknego!

    Pozdrawiam, MG

    Odpowiedz
  2. Grażyna
    Grażyna says:

    Najbardziej stresujące było dla mnie oczekiwanie (Hela urodziła się 2 tygodnie po terminie) i lęk czy dojedziemy na czas (zależało mi aby rodzić w „pracy” czyli w szpitalu w Wejherowie). Sam poród wspominam miło. Przyjechałam do szpitala 2 tygodnie po terminie na wywołanie, wiec stres że nie dojadę na czas odpadł. Młoda stwierdziła w nocy na oddziale że sama wychodzi więc wywoływanie też nas ominęło. Leżąc na porodówce i czekając aż mąż dojedzie „obgadywałam” z położną pacjentkę u której byłam kiedyś na konsultacji (wtedy poznałam tę położną). A ból do zniesienia. W sumie to początki macierzyństwa były dla mnie zdecydowanie bardziej przykre niż sam poród. Na szczęście z czasem było już co raz lepiej 🙂

    Odpowiedz
    • Patrycja Stępniewska
      Patrycja Stępniewska says:

      🙂 No właśnie, każda z nas ma inne doświadczenie porodu. Miło słyszeć, że miałaś jeszcze siłę poplotkować 😉 U nas początki macierzyństwa też nie były bajkowe 😉 Pozdrowienia dla Heli 🙂

      Odpowiedz
  3. Karolina
    Karolina says:

    Poród wyobrażałam sobie zupełnie inaczej – mialam 18 lat i okropnie się bałam. Balam się bólu, a przede wszystkim tego, czy córcia urodzi się zdrowa. Jednak żaden z moich „scenariuszy” się nie sprawdził – to prawie nie bolało! Wydała z siebie jeden jęk – przy pierwszym skurczu partym. Moj poród od pierwszego skurczu trwał 10,5 godziny(wwłącznie z 30 minutami parcia), a po godzinie od porodu żartowałam z ciężarną położną, że właściwie mogłabym juz rodzić po raz kolejny 😉

    Odpowiedz
    • Patrycja Stępniewska
      Patrycja Stępniewska says:

      🙂 Chyba wszystkie niepokoimy się przede wszystkim o zdrowie dziecka. Na szczęście w większości przypadków kończy się tylko na obawach. Pozazdrościć porodu 🙂 Oby takich było jak najwięcej. Pozdrawiam

      Odpowiedz
  4. ania
    ania says:

    Rodziłam w tym samym szpitalu pierwsze dziecko, niespełna rok wcześniej…. mam podobne przemyślenia i zastrzeżenia co do postępowania personelu. Brak informacji, przedstawiania się, pytania o zgodę na proponowane interwencje itp. Prosiłam o nieprzecinanie pępowiny przed ustaniem tetnienia, dłuższy kontakt sts, nie zostało to uszanowane.Do tego w moim przypadku brak jakiejkolwiek pomocy przy laktacji. Drugie dziecko urodziłam w szpitalu w Redłowie i było o niebo lepiej, choć tez nie idealnie. Ale szczerze polecam Gdynię. Grunt to napisać plan porodu i wyraźnie powiedziec, na co się nie wyraża zgody. Podczas drugiego porodu jak i przez cały 6-ciodniowy pobyt na oddziale (żółtaczka córki) czułam się traktowana podmiotowo, po prostu po ludzku życzliwie.

    Odpowiedz
    • Patrycja Stępniewska
      Patrycja Stępniewska says:

      Słyszałam już dobre opinie o szpitalu w Redłowie. Dobrze słyszeć, że są miejsca, gdzie kobiety/mamy czują się podmiotowo traktowane 🙂 Doświadczenie pierwszego porodu, mam nadzieje, będzie mi pomocne przy kolejnym porodzie i wyborze szpitala, choć uważam, że jakaś taka dziwna mentalność towarzyszy personelowi w wielu szpitalach w Polsce. Niestety. Pozdrawiam 🙂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *