Ku pamięci: O urokach 1. trymestru

Poczucie, które towarzyszy kobiecie w pierwszym trymestrze jest dosyć dziwne. Z jednej strony byłam świadoma tego, że za 9 miesięcy pełną gębą poznam uroki macierzyństwa, ale z drugiej, poza okropnymi nudnościami, wymiotami i sennością, nie widziałam wyraźnych tego oznak. Wiele mówiłam na temat dziecka, ale równocześnie miałam jeszcze tyle spraw codziennych, że myśli o macierzyństwie jedynie mnie muskały. Oczywiście był to czas gratulacji, wzmożonego zainteresowania samopoczuciem i zdrowiem. Podobało mi się to! Było to bardzo miłe!

Pod koniec pierwszego trymestru lekarz wypisał mi zwolnienie lekarskie. Czułam się wtedy jakbym miała permanentną grypę żołądkową. Pamiętam, jak usłyszałam: „minie pierwszy trymestr i objawy znikną, jak ręką odjął”. I stało się. Zniknęły. Ale zniknęły te „grypowe”. Pojawiły się nowe, jeszcze gorsze: okropne, rozrywające bóle głowy, krwawienia z nosa, nadciśnienie. Powiem szczerze, że te dolegliwości poza tym, że były uciążliwe w codziennym funkcjonowaniu, to przysporzyły mi wiele niepokoju o zdrowie maleństwa. Koniec końców ciśnienie unormowało się w miarę, krwawienia przestały występować i ustąpiły bóle głowy ok. końcówki drugiego trymestru. Co pomogło? Dokładnie nie wiem. Dopegyt przyjmowany doraźnie? Lek homeopatyczny? A może po prostu zadziały się kolejne zmiany, mające prawo zadziać się w ciąży? A może wszystko razem wzięte? Nie wiem. Ważne, że ustąpiło!

Pierwszy trymestr był też okresem rozważań dotyczących płci dziecka. Mówiłam: „aby było tylko zdrowe”, lecz chyba tak naprawdę wyczekiwałam zdrowej, pięknej dziewczynki. Mój mąż był otwarty w tej kwestii. Natomiast moja mama, która miała zostać po raz pierwszy babcią liczyła chyba bardziej na wnuka. Pewnie z racji z tego, że wychowała dwie córki J No i wybór imienia… Przyznam, że nie było to takie proste, jak mi się wcześniej wydawało. Z racji tego, że wierzę w to, że imię nadawane dziecku niesie za sobą pewną historię i przekaz, którym mniej lub bardziej świadomie rodzice mogą kierować się w wychowaniu dziecka. Chcieliśmy, aby nasze dziecko i nasz sposób opieki był wolny od tak owych. Szukaliśmy więc imienia, które nie tylko by nam się podobało, ale też, które nie kojarzyłoby się nam z żadną osobą. Nie znając jeszcze płci maleństwa, rozważaliśmy imiona dla chłopca i dziewczynki. Dziewczęce imię dosyć szybko znaleźliśmy – POLA. Co prawda słyszałam o Poli Raksie, Poli Negri, ale nigdy nie zagłębiałam się w ich pracę, czy biografię. Natomiast najbardziej znaną Polą z tamtego okresu była Pola z serialu „Przepis na życie”. Pamiętacie? Losy porzuconej przez męża Anki, która spełnia swoje pasje kulinarne, stawia wszystko na jedną kartę i odnosi sukces. Pola była na tyle pozytywną postacią, pełną energii, która w końcu znalazła harmonię, że pomyśleliśmy sobie, „ok, nasza córka będzie nazywała się Pola”. Trudniej było z imieniem chłopięcym… Aleksander! Pomyślałam w pierwszej chwili… ale zaraz do głowy przyszedł mi Aleksander Kwaśniewski. Nie, nie…. Nasz syn nie mógł nazywać się jak znany mi polityk! Julek, Leoś? Ładnie, ale to nie było to. Stanęło na Kornelu. No właśnie, tylko stanęło. Pewnie, gdyby urodził się chłopiec jeszcze bym się zastanawiała nad tym wyborem. Problemu w tej kwestii nie miała za to moja mama – babcia: „Antoś”. Owszem imię bardzo ładne, ale Antosiów znam już zdecydowanie za dużo! J

Był to czas pełen wyobrażeń, spekulacji, pierwszych poważnych planów i pełen radości. Towarzyszyło mi jeszcze poczucie początku pewnego procesu, który będzie miał swoje zakończenie, a do którego chcę się przygotować najlepiej, jak potrafię. Tak, jak robienie generalnych porządków i przygotowywanie uroczystej kolacji na przybycie bardzo ważnego gościa.

[fb_button]

Być może zainteresują Ciebie również poniższe wpisy:
1 komentuj

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *